sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 10 — Maska spada.


Nastał następny dzień. Ledwo jeszcze zdążył zapiać kogut, a już można było ujrzeć uliczny gwar. Masa ludzi kręcących się to w tę i we w tę. Przemierzali uliczki miasteczka rozglądając się po straganach, w których kupcy proponowali rozmaite przedmioty. Zaczynając od prostych warzyw i owoców, a kończąc na drogocennych klejnotach i biżuterii. Największą uwagę przykuwali rzeźbiarze i ich niesamowite wytwory. Coraz to kolejny był bardziej zadziwiający. Dzisiejszym obiektem, od którego ludzie nie mogli odwrócić wzorku była figura lwa, wyrzeźbionego z najprawdziwszego złota. Od razu poczęła się licytacja. Tłum stawiał bardzo duże sumy pieniędzy, z czego najbardziej cieszył się twórca.
Oni naprawdę są tak głupi, czy tylko udają? - Pomyślała dziewczyna opierająca się o słup. Niskiego wzrostu, ubrana w czarny płaszcz z kapturem, który przykrywał większą część jej odzienia. Twarz całkowicie zasłaniał kaptur. Wystawały z niego jedynie kosmyki białych włosów oraz usta. Spożywała właśnie jabłko obserwując z zażenowaniem całą sytuację.
Dobra stary pryku. Już za dużo nawciskałeś kitu ludziom. - Tej myśli towarzyszył złośliwy uśmieszek. Schowała ledwo dwa razy ugryzione jabłko do kieszeni i pewnym krokiem ruszyła w stronę tłumu. Dość łatwo udało jej się przedostać przez tłum. Następne swe kroki skierowała ku figurce lwa. Nie uniknęło to wzrokowi rzeźbiarza.
- O to tyle hałasu? - podniosła figurkę i zaczęła ją oglądać.
Tłum natychmiast umilkł. Speszyło to mężczyznę, który zeskoczył z drewnianej skrzynki i podszedł do niej.
- Tak - kiwną głową.
- I twierdzisz, że to najprawdziwsze złoto? - uniosła do góry jedną brew ciągle przyglądając się rzeźbie.
- Tak, najprawdziwsze! - powiedział przełykając ślinę.
- Doprawdy... - odpowiedziała rzucając figurką w ziemię.
Ona zaś rozdrobniła się na małe kawałeczki. Mężczyzna zamarł z przerażenie. A tłum, a tłum zupełnie nie wiedział o co chodzi. Ludzie stali tam zapatrzeni, zupełnie jak rzeźbiarz nie mogli wydobyć żadnego dźwięku. Czuli się oszukani. Przecież kupowali od tego artysty milion dzieł. A to wszystko podróby?
- Używanie szkła zamiast złota, nie jest dobrym pomysłem, wiesz?
- Ale jak... - padł na kolana. - Jak się domyśliłaś?
- To proste. Złoto jest cięższe - oznajmiła złośliwie, odchodząc.
Ludzi zaczęli rzucać w mężczyznę wytworami, które wcześniej od niego kupili. Domagali się zwrotu pieniędzy. On zaś jedyne co robił to leżał na ziemi wkulony i zrospaczony.
Dziewczyna idąc nie obejrzała się ani razu. Dobrze wiedziała, jacy to ludzie bywają fałszywi. A dzisiaj tylko po raz kolejny potwierdziła swe słowa. Wyjęła jabłko z kieszeni i ponownie poczęła je jeść. Męczyło ją to. W jej oczach ludzie są ciemni i niczego nieświadomi. Trudno im pomylić złoto z specjalnie ozdobionym szkłem. Uważała, że to żałosne. Gardziła nimi. Tak samo oszustami, jak i tymi którzy dają się na to nabrać. Przez to czuła się również samotnie. Ponieważ nie ma nikogo takiego, kto by ją zrozumiał i dzielił jej zainteresowania. W ostateczności żeby nie zostać odrzuconym przez społeczeństwo przybrała postać nieśmiałej i miłej dziewczynki. Jednak to tylko gdy zdejmie płaszcz. Kiedy go zakłada, czuje, że może być sobą bez względu na wszystko. Nikt jej nie pozna, więc może robić co się żywnie podoba. Już od bardzo dawna prowadzi takie życie. I zdecydowanie woli swoją ciemniejszą stronę. Tym bardziej, że jej plany zaczynają się powoli wypełniać.
Idąc dalej przed siebie usłyszała ludzkie odgłosy. Dochodziły z pobliskiej świątyni. Znudzona zajrzała do środka. Ujrzała ludzi trenujących pod okiem świątynnego mnicha. No tak. Ostatnimi czasy ochrona klanu mocno się wzmocniła. Wszystko przez anonimowe plotki. Mawiają, że Biali stają za wszystkimi ostatnimi wyczynami. Chodzi tu o blokowanie drogi, i utrudnienia związane z transportem. Jednak nie wszyscy są do końca przekonani, czy to prawda. I to właśnie dziewczyna próbowała zmienić...



Niebo widocznie się ściemniło. Była to godzina w okolicach 8 wieczorem. Główna szosa, łącząca klan Biały z Czarnym. To tutaj przejeżdżały pojazdy z transportami. Tym razem w ciężarówce znajdowało się cenne lekarstwo, potrzebne do wyzdrowienia byłego mistrza Czarnych, który ciężko zachorował. Ojca Zera, obecnego mistrza.
Interesujące. - Pomyślała siedząc na drzewie, po czym zwinnie zeskoczyła z niego na ciężarówkę. Silnie i zarazem bezszelestnie zrobiła dziurę w dachu pojazdu, a następnie wślizgnęła się do środka. 
- Hm, a więc to to? - wzięła do ręki wielką butelkę, po czym wyjęła z kieszeni truciznę i przelała jej trochę do lekarstwa.
- Wybacz, ale twój czas nadszedł - uśmiechnęła się złośliwie i odłożyła z powrotem buteleczkę. Kolejną rzeczą jaką zrobiła, było wydostanie się z ciężarówki i załatanie mocą Czarnych dziury. Przy najbliższej okazji niezauważalnie zeskoczyła z pojazdu.
- A więc to twoja sprawka - powiedziała pojawiając się znikąd mistrzyni Białych.
- Heh - uśmiechnęła się złośliwie - Dopiero się kapnęłaś? Długo ci to zajęło. 
- Miałam już wcześniej podejrzenia. Teraz się tylko w tym utwierdziłam. Po co to wszystko robisz?
- Po co? Ponieważ takie życie jest nudne. Gdyby nastała wojna - ja bym ją wygrała. I to umysłem, skarbeńku. Tak czy inaczej, mogłabym stanąć na tronie wszystkich klanów. Być najpotężniejsza.. Zapoczątkować zupełnie nową erę. Nie tych bezmyślnych i bezwartościowych ludzi, którzy dają się nabrać na pierwszy lepszy kit. Powiesz im, że masz ogórka w tyłku to i tak ci uwierzą. Jakie to żałosne.. Jeśli sami nie chcą się zmienić, zrobię to ja. Zmienię ten świat. Nastanie nowa, zupełnie lepsza era. Bwahaha! - poczęła swój złowieszczy śmiech.
- Nigdy  ci na to nie pozwolę - powiedziała chłodno Rose i rzuciła się na dziewczynę.
Ona zaś nie była bezbronna. Zaczęły walczyć. Ciemności i światło. Ale, które zwycięży? Walczyły jak równy z równym. Jednak wydawało się, że sprytny umysł ciemniej dziewczyny przewyższał Białą. Zdenerwowana uderzyła ją z całej siły. W czego wyniku Rose poleciała na drzewo, przy okazji wyrywając je z korzeniami.
W tym momencie pojawił się czarnowłosy chłopak. To Zero. Miał się spotkać jak zwykle z przyjaciółką, ale gdy to zobaczył jego ciała zamarło.
- Rose, żyjesz?! - pobiegł do niej zdenerowany. Wziął jej rękę i sprawdził puls, po czym odetchnął z ulgą. Szybko powstał obracając się w przeciwną stronę. Cały kipiał złością, ale to co później zobaczył, zszokowało go jeszcze bardziej. Z ciemności wyszła przeciwniczka pokrzywdzonej.
- Lu... na... - powiedział chłopak patrząc się w duże czerwone ślepia swej siostry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz