sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 11 — Trust?



Nad rodzeństwem nastała cisza. Jedynie słychać było szum liści z otaczających ich koron drzew. Powodował go nieco chłodny, lecz przyjemny wiosenny wiaterek. Przypominający niektóre chwile z dzieciństwa owej dwójki... 
Kiedy nocą, dwójka ciekawych świata dzieci wybiegła do lasu uważnie oglądając otoczenie. Zafascynowani nawet najmniejszą istotą, zauroczeni nawet najmniejszym życiem. Żyli szczęśliwie i beztrosko. Nawet podczas treningów, gdy ich surowi nauczyciele nakładali duży wycisk na to, by stali się godni następców mistrza, dawali z siebie wszystko. Byli nierozłączni. Ale to wszystko się zmieniło w mgnieniu oka. Stało się to tego dnia, gdy ojciec dzieci przedstawił im córkę swojego przyjaciela - mistrza Białych. Była to urocza, białowłosa dziewczynka. Chowała się nieśmiało za plecami swego ojca, spoglądając na rówieśnika. On zaś wgapiał się w nią. To było tylko kwestią czasu, kiedy ta dwójka stała się przyjaciółmi. Spędzali ze sobą dosłownie każdą wolną chwilę. Uwielbiali swoje towarzystwo. Nie umknęło to czujnemu wzrokowi młodszej siostry chłopaka. To właśnie wtedy, nastała między nimi przepaść. Przepaść głębsza niż rów Mariański. Ale Zero nie zdał sobie z tego sprawy. Zachowywał się jakby nigdy nic.
Wszystko to pałętało się po głowie Luny. Straciła brata, jedyną osobę, która ją rozumiała. Ta złość, te rozczarowanie, ten smutek.. Przemieniły ją w egoistkę.
- Luna! Wytłumacz mi, co tu się dzieje?! - krzyknął zdenerwowany chłopak.
- Ach, tak. Już mówię - odpowiedziała oschle. - Twoja droga "przyjaciółeczka" chciała otruć naszego ojca. A jako, że o wszystkim się dowiedziałam, to mnie zaatakowała. Ja się po prostu broniłam.
Skłamała. Chociaż doskonale wiedziała, że jej nie uwierzy, że wybierze Rose. Ale nie obchodziło ją to. Jedyne czego teraz chciała, to zemsta. 
- Nie wierzę!
- Nie obchodzi mnie to. Rób co uważasz. Ale żebyś się potem nie przejechał - odwróciła się do niego plecami. - Żeby nie było, ostrzegałam cię. - Oznajmiła z poważnym wyrazem twarzy. Po czym zaczęła się od niego oddalać, zakładając kaptur z powrotem na głowę.
Chłopak został sam. Po raz kolejny zawiał ten sam chłodny wiatr. Stał bez ruchu przez kilka minut, analizując po cichu sprawę. Komu wierzyć? A komu nie? Ciągle ta myśl pałętała się mu po głowie. Z myśleć wyrwał go fakt, że nieopodal leży ciało Rose. Być może już martwej. Podniósł ją i pędem co sił w nogach zaniósł do ich starego domku na drzewie. Znanym jeszcze z czasów dzieciństwa. Cały był pokryty kurzem. Ale co się dziwić, był nieużywany od wieków. Zero pędem go ogarnął i położył przyjaciółkę na łóżku. Westchnął. Jej rany nie są poważne. Powinna z tego wyjść. 



Nadszedł kolejny dzień. Zero roztrzepany ciągle chodził w kółko po drewnianym domku. W nocy nie zmrużył oka. Ciągle zaniepokojony był sytuacją. I pomyśleć, że nigdy się czymś tak bardzo nie przejmował. To była dla niego nowość. W końcu zacisnął pięści i ruszył do miasta. Musiał kupić jakieś leki dla Rose. Trzeba było czymś owinąć jej rany, aby nie wdało się zakażenie. Po udanych zakupach ruszył z powrotem do małego, drewnianego domku.
- Rose! - krzyknął na cały głos.
Zaczął rozglądać się po całym domku, zaglądając w każdy kąt i przez każde okno. Ona.. zniknęła?
Luna! To na pewno jej sprawka! 
Przekonany o winie swej siostry ruszył w kierunku mieszkania. Wpadł tam jak burza. Jednak coś było nie tak. Służby ani widu, ani słuchu. Gdzie się wszyscy podziali? Biegł prosto przed siebie, wbiegając do sali gdzie jadali posiłki. Ale to co ujrzał.. przyprawiło go o łzy. 
Na samym środku pomieszczenia, gdzie zwykle znajdował się wielki stół, stała teraz szklana trumna. Wewnątrz - jego ojciec. A obok stała jego siostra.
- Zero!  - krzyknęła zapłakana biegnąc w jego kierunku. - Straciliśmy ojca! Jedyna osoba.. która mnie rozumiała.. to wszystko twoja wina.. - padła płacząc na kolana.
Chłopaka zamurowało. Pierwszy raz widział ją w takim stanie. Zawsze była dzielna. Nie ważne jaka to była rana. Zawsze się uśmiechała. Mówiła, że to nic. Wtedy dotarło do niego. Jak mało ją zna.
- Luna.. - uklęknął obok niej.
- Nie zbliżaj się! To wszystko twoja wina!
- A co ja zrobiłem?!
- No jak to co?! Na pewno pomogłeś Rose! A ja mówiłam, że ona chce go otruć. Oczywiście dla ciebie najważniejsza jest ta dziewucha. Ostrzegałam cię! 
Chwila.. Jakby się tak zastanowić.. To jej faktycznie nie było wtedy w domku. Czyżby.. Luna miała rację? Ona naprawdę otruła naszego ojca?

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 10 — Maska spada.


Nastał następny dzień. Ledwo jeszcze zdążył zapiać kogut, a już można było ujrzeć uliczny gwar. Masa ludzi kręcących się to w tę i we w tę. Przemierzali uliczki miasteczka rozglądając się po straganach, w których kupcy proponowali rozmaite przedmioty. Zaczynając od prostych warzyw i owoców, a kończąc na drogocennych klejnotach i biżuterii. Największą uwagę przykuwali rzeźbiarze i ich niesamowite wytwory. Coraz to kolejny był bardziej zadziwiający. Dzisiejszym obiektem, od którego ludzie nie mogli odwrócić wzorku była figura lwa, wyrzeźbionego z najprawdziwszego złota. Od razu poczęła się licytacja. Tłum stawiał bardzo duże sumy pieniędzy, z czego najbardziej cieszył się twórca.
Oni naprawdę są tak głupi, czy tylko udają? - Pomyślała dziewczyna opierająca się o słup. Niskiego wzrostu, ubrana w czarny płaszcz z kapturem, który przykrywał większą część jej odzienia. Twarz całkowicie zasłaniał kaptur. Wystawały z niego jedynie kosmyki białych włosów oraz usta. Spożywała właśnie jabłko obserwując z zażenowaniem całą sytuację.
Dobra stary pryku. Już za dużo nawciskałeś kitu ludziom. - Tej myśli towarzyszył złośliwy uśmieszek. Schowała ledwo dwa razy ugryzione jabłko do kieszeni i pewnym krokiem ruszyła w stronę tłumu. Dość łatwo udało jej się przedostać przez tłum. Następne swe kroki skierowała ku figurce lwa. Nie uniknęło to wzrokowi rzeźbiarza.
- O to tyle hałasu? - podniosła figurkę i zaczęła ją oglądać.
Tłum natychmiast umilkł. Speszyło to mężczyznę, który zeskoczył z drewnianej skrzynki i podszedł do niej.
- Tak - kiwną głową.
- I twierdzisz, że to najprawdziwsze złoto? - uniosła do góry jedną brew ciągle przyglądając się rzeźbie.
- Tak, najprawdziwsze! - powiedział przełykając ślinę.
- Doprawdy... - odpowiedziała rzucając figurką w ziemię.
Ona zaś rozdrobniła się na małe kawałeczki. Mężczyzna zamarł z przerażenie. A tłum, a tłum zupełnie nie wiedział o co chodzi. Ludzie stali tam zapatrzeni, zupełnie jak rzeźbiarz nie mogli wydobyć żadnego dźwięku. Czuli się oszukani. Przecież kupowali od tego artysty milion dzieł. A to wszystko podróby?
- Używanie szkła zamiast złota, nie jest dobrym pomysłem, wiesz?
- Ale jak... - padł na kolana. - Jak się domyśliłaś?
- To proste. Złoto jest cięższe - oznajmiła złośliwie, odchodząc.
Ludzi zaczęli rzucać w mężczyznę wytworami, które wcześniej od niego kupili. Domagali się zwrotu pieniędzy. On zaś jedyne co robił to leżał na ziemi wkulony i zrospaczony.
Dziewczyna idąc nie obejrzała się ani razu. Dobrze wiedziała, jacy to ludzie bywają fałszywi. A dzisiaj tylko po raz kolejny potwierdziła swe słowa. Wyjęła jabłko z kieszeni i ponownie poczęła je jeść. Męczyło ją to. W jej oczach ludzie są ciemni i niczego nieświadomi. Trudno im pomylić złoto z specjalnie ozdobionym szkłem. Uważała, że to żałosne. Gardziła nimi. Tak samo oszustami, jak i tymi którzy dają się na to nabrać. Przez to czuła się również samotnie. Ponieważ nie ma nikogo takiego, kto by ją zrozumiał i dzielił jej zainteresowania. W ostateczności żeby nie zostać odrzuconym przez społeczeństwo przybrała postać nieśmiałej i miłej dziewczynki. Jednak to tylko gdy zdejmie płaszcz. Kiedy go zakłada, czuje, że może być sobą bez względu na wszystko. Nikt jej nie pozna, więc może robić co się żywnie podoba. Już od bardzo dawna prowadzi takie życie. I zdecydowanie woli swoją ciemniejszą stronę. Tym bardziej, że jej plany zaczynają się powoli wypełniać.
Idąc dalej przed siebie usłyszała ludzkie odgłosy. Dochodziły z pobliskiej świątyni. Znudzona zajrzała do środka. Ujrzała ludzi trenujących pod okiem świątynnego mnicha. No tak. Ostatnimi czasy ochrona klanu mocno się wzmocniła. Wszystko przez anonimowe plotki. Mawiają, że Biali stają za wszystkimi ostatnimi wyczynami. Chodzi tu o blokowanie drogi, i utrudnienia związane z transportem. Jednak nie wszyscy są do końca przekonani, czy to prawda. I to właśnie dziewczyna próbowała zmienić...



Niebo widocznie się ściemniło. Była to godzina w okolicach 8 wieczorem. Główna szosa, łącząca klan Biały z Czarnym. To tutaj przejeżdżały pojazdy z transportami. Tym razem w ciężarówce znajdowało się cenne lekarstwo, potrzebne do wyzdrowienia byłego mistrza Czarnych, który ciężko zachorował. Ojca Zera, obecnego mistrza.
Interesujące. - Pomyślała siedząc na drzewie, po czym zwinnie zeskoczyła z niego na ciężarówkę. Silnie i zarazem bezszelestnie zrobiła dziurę w dachu pojazdu, a następnie wślizgnęła się do środka. 
- Hm, a więc to to? - wzięła do ręki wielką butelkę, po czym wyjęła z kieszeni truciznę i przelała jej trochę do lekarstwa.
- Wybacz, ale twój czas nadszedł - uśmiechnęła się złośliwie i odłożyła z powrotem buteleczkę. Kolejną rzeczą jaką zrobiła, było wydostanie się z ciężarówki i załatanie mocą Czarnych dziury. Przy najbliższej okazji niezauważalnie zeskoczyła z pojazdu.
- A więc to twoja sprawka - powiedziała pojawiając się znikąd mistrzyni Białych.
- Heh - uśmiechnęła się złośliwie - Dopiero się kapnęłaś? Długo ci to zajęło. 
- Miałam już wcześniej podejrzenia. Teraz się tylko w tym utwierdziłam. Po co to wszystko robisz?
- Po co? Ponieważ takie życie jest nudne. Gdyby nastała wojna - ja bym ją wygrała. I to umysłem, skarbeńku. Tak czy inaczej, mogłabym stanąć na tronie wszystkich klanów. Być najpotężniejsza.. Zapoczątkować zupełnie nową erę. Nie tych bezmyślnych i bezwartościowych ludzi, którzy dają się nabrać na pierwszy lepszy kit. Powiesz im, że masz ogórka w tyłku to i tak ci uwierzą. Jakie to żałosne.. Jeśli sami nie chcą się zmienić, zrobię to ja. Zmienię ten świat. Nastanie nowa, zupełnie lepsza era. Bwahaha! - poczęła swój złowieszczy śmiech.
- Nigdy  ci na to nie pozwolę - powiedziała chłodno Rose i rzuciła się na dziewczynę.
Ona zaś nie była bezbronna. Zaczęły walczyć. Ciemności i światło. Ale, które zwycięży? Walczyły jak równy z równym. Jednak wydawało się, że sprytny umysł ciemniej dziewczyny przewyższał Białą. Zdenerwowana uderzyła ją z całej siły. W czego wyniku Rose poleciała na drzewo, przy okazji wyrywając je z korzeniami.
W tym momencie pojawił się czarnowłosy chłopak. To Zero. Miał się spotkać jak zwykle z przyjaciółką, ale gdy to zobaczył jego ciała zamarło.
- Rose, żyjesz?! - pobiegł do niej zdenerowany. Wziął jej rękę i sprawdził puls, po czym odetchnął z ulgą. Szybko powstał obracając się w przeciwną stronę. Cały kipiał złością, ale to co później zobaczył, zszokowało go jeszcze bardziej. Z ciemności wyszła przeciwniczka pokrzywdzonej.
- Lu... na... - powiedział chłopak patrząc się w duże czerwone ślepia swej siostry.

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 9 — Magia księżyca.


Nastała wieczorna pora. Niebo nabrało granatowych kolorów, które rozświetlała masa świecących gwiazd. Jednak największą uwagę przyciągał duży i piękny księżyc, który jakby hipnotyzował. Całość wyglądała niczym z bajki, a to dopiero wieczór. Noce są tu jeszcze wspanialsze. No cóż, czegoż innego można się spodziewać po Blainki - wiosce, położonej w samym środku Czarnego Klanu. W sumie, jest to stolica i ich główna siedziba. Od lat Czarni byli uważani za jeden z najsilniejszych klanów. Stali na równi z Białymi. I cóż, byli z nimi w całkiem dobrych kontaktach. Zważając na to, że większość klanów ze sobą rywalizuje. Ostatnio jednak ich stosunki uległy zmianie. Zaczęli czuć do siebie coraz to większą urazę...
Wielki i potężny budynek, cały czarny z dużą ilością pokoi. To właśnie siedziba Czarnych. W jednym z tych pokoi stał mężczyzna, który zakładając kaptur na głowę szybko wyszedł z pomieszczenia. Przemieszczał się sprawnie i szybko po korytarzu, kierując się ku wyjściu. Widać miał całą to twierdzę w jednej kieszeni. Był już tuż przy drzwiach, gdy nagle rozległ się znajomy głos:
- Mistrzu, wychodzisz gdzieś? - zapytała pokojówka służąca od lat w tej rezydencji.
- Tak, mam pewną sprawę do załatwienia. Wrócę później, nie musisz czekać - odpowiedział, po czym wybiegł z budynku.
Swoje kroki kierował ku lasu. Idąc spojrzał się na niebo. Wieczorna pora już minęła, więc noc zaczęła pokazywać swe uroki. Ustał w miejscu, i długo wpatrywał się w księżyc.
Po chwili odreagował czując, że ktoś go walnął w ramię.
Była to dobrze znana mu osoba, a mianowicie przyjaciółka z dzieciństwa. Średniego wzrostu dziewczyna w długich białych włosach i ślicznych niebieskich oczach. Wyglądała na spokojną i opanowaną. Taka też była. Każde jej słowo jest pełne spokoju, zdaje się, że nic jej nie zaskoczy. 
- Zero, spóźniłeś się. 
- Och, Rose! Tak, wybacz, zagapiłem się.
- Chyba miałeś na myśli, że ZNOWU SIĘ ZAGAPIŁEŚ.
- Dobra, niech ci będzie - kapnął na ziemi.
Dziewczyna bez słowa usiadła obok niego. 
- Ach, wracają wspomnienia...
- Tak. Zawsze jak byliśmy mali tutaj przychodziliśmy.
- Taa...
- Zero, mam sprawę.
- O co chodzi?
- Ostatnio ludzie się coraz bardziej skarżą na twój klan...
- Huh? - spojrzał się na nią.
- Mówią, że ktoś potwierdził informację, iż Czarni wywołali ten skandal w fabryce broni palnej.
- Nie mamy z tym nic wspólnego! Poza tym, mnie doszły słuchy, że wasz klan zablokował drogę i transport pyłu nie był możliwy. Podobno wszystko zgarnęliście dla siebie.
- To bujdy.
- Więc, mnie też o nic nie obwiniaj.
- Zastanawia mnie to. Być może nasze klany stanowią zbyt mocną partię, i ktoś próbuje nas skłócić.
- I na pewno masz rację. Niestety mamy za dużo konkurentów, tak naprawdę każdy klan mógłby to zrobić.
- I to mnie właśnie niepokoi. 
- Rety, nasi ojcowie też mieli takie problemy? - położył się.
- Możliwe, chociaż wtedy większość klanów miało zawarty pokój. Sama nie wiem, skąd tyle tych wojen. Obawiam się, że to może być jedna i ta sama osoba...
- Jedna osoba? Nie wydaje mi się, żeby jedna byle osóbka mogła zdziałać aż tyle. Tak czy siak, my się nie damy, co nie? - podniósł się i wystawił w jej kierunku piąstkę.
- Tak - kiwnęła główką i przybiła mu "żółwika". - Dobra, pora się zbierać. - Podniosła się z ziemi.
- Ok - również wstał.
- Pa!
- Pa! - machnął w jej kierunku ręką i odszedł z powrotem do swojej siedziby. 
Chłopak wrócił dość szybko, był zmęczony i myślał aktualnie jedynie o tym, aby pójść spać. Jednak po powrocie do budynku, ktoś na niego czekał...
- A braciszek jak zwykle pałęta się gdzieś nocami? Nie ładnie, zaczynam podejrzewać, że chodzisz w jakieś zakazane miejsca. - Odezwała się tajemnicza postać.
Była to kobieta. Widocznie młodsza od niego. A po zwrocie "braciszek" od razu można było rozpoznać, iż są rodziną. Miała długie białe włosy z czarną opaską oraz grzywkę ułożoną na prosto. Oczy zaś były koloru czerwonego. Cała ubrana w stylu gothic lolita.
Dziewczyna wyszła z cieni ukazując mu swą postać.
- Mała, to ty jeszcze nie śpisz? Na dodatek co z tym "jak zwykle"?
- No jak co? Myślałeś, że nie widzę, że skradasz się gdzieś nocami? Masz jakąś babkę wampira, czy co? 
- Nie... 
- Czyli wilkołak?
- Nie powinno cię to interesować. Za młoda jesteś.
- Czyli jednak robisz jakieś niedozwolone rzeczy?
- Za dużo sobie wyobrażasz...
- Ja gdybym robiła niedozwolone rzeczy to na pewno bym ci o tym powiedziała!
Roześmiał się. - Tak, tak, na pewno. - Podszedł bliżej niej, po czym wyciągnął z kieszeni prawą rękę i pomasował nią dziewczynę po głowie. - Nie robię niczego niedozwolonego, żeby było jasne. Miałem po prostu sprawę do załatwienia. A ty mała, wydaje mi się, że czytasz za dużo mang, bądź pornosów. Nie wiem w jakiej fazie dorastania jesteś. - Po tych słowach odszedł z powrotem do swojego pokoju. A tam pierwszą rzeczą jaką zrobił, było rzucenie się na łóżko.

poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 8 — "Zawsze będę przy Tobie."



Boom! Rozległ się dźwięk upadających na ziemię drzew. Zostały one powalone potężną kulą energii wytworzoną przez bestię. Od kiedy demony używają magii? To wręcz niemożliwe. Taka duża ilość mocy powinna roztrzaskać ciało mutanta na strzępy. Dlaczego więc żyje? Skąd te magiczne umiejętności? Jest tylko jedna możliwość. Ktoś musiał mu ją ofiarować. 
- Demony władające magią, i co? Może jeszcze frytki do tego.. - powiedział chłopak pod nosem wstając z ziemi. 
- Alex? - powiedziała cichutko Hirane słysząc jego podenerwowane słowa. Ciągle przyglądała się jego ruchom z tą samą zdziwioną miną. Chłopak spojrzał swoimi dużymi niebieskimi oczami prosto w czerwone ślepia bestii. Długo to nie trwało. Hirane patrzyła nieco przerażona na całą sytuację, myślała, że bestia się zaraz na niego rzuci. Nie wyglądał jakby umiał się bić, nie wiedziała jednak, jak bardzo się myli... 
- Dobrze mały, a teraz bądź tak miły i zabij się tym działkiem, okej? - popatrzył na niego złośliwie. 
Ten zaś nie mógł nic zrobić jak nie słuchać rozkazów swojego pana. Wystrzelił działo w miejscu gdzie stał. 
- Nic ci nie jest? - zapytał podchodząc do siedzącej na ziemi Hirane, podając jej swoją dłoń by mogła wstać. Ta zaś skorzystała z pomocy i podniosła się na nogi. 
- Niesamowite, naprawdę posiadasz taką moc? 
- Ta, pewnie jak każdy z Żółtego Klanu! - zaśmiał się uśmiechnięty w jej kierunku. - Dobra, teraz serio wracajmy, mam dość demonów jak na jeden dzień! - westchnął. - Odprowadzę cię, wrazie gdyby pojawił się kolejny potwór! 
- Dobrze... - kiwnęła główką i ruszyła w kierunku miasta. 
Droga nie była zbyt długa. Żaden demon ani nic już nie stało na ich drodze. Na rozstaju dróg Alex i Hirane rozdzielili się. Każdy ruszył w stronę swojego klanu. Do tej pory Hirane, zresztą tak samo jak reszta jej klanu nie przepadała za Żółtymi. Ale teraz jakby pomyśleć, to wcale nie są tacy źli.. 
Dziewczyna westchnęła i poklepała się kilka razy po twarzy ponownie przyjmując minę zimnej i bezlitosnej dziewczyny, o której wszyscy tak mówią. Po powrocie nikt z mieszańców nie odważył się do niej odezwać, puszczali do niej tylko ciepłe uśmiechy. Po kilku minutach na swojej drodze spotkała znajomego jej mężczyznę. 
- Hirane! - machnął w jej kierunku ręką. 
- Jack... - powiedziała mniej entuzjastycznie. 
- A ty znowu na polowaniu? Rety... 
- Mogę robić co mi się żywnie podoba... 
- Ach... Ale przecież jesteś już okrzyknięta "Królową zabójców", czemu więc ciągle tam chodzisz? 
- Ech - westchnęła - Nie zrozumiesz tego... 
- Chyba masz rację... No więc jak dzisiejsze łowy? 
- Żadnych rewelacji, ciągle tylko spotykałam na drodze jakieś demony... 
- Czyli... - zaczął. 
- Czyli jestem teraz bardzo zmęczona, więc idę się położyć. Dobranoc - przerwała mu Hirane odchodząc w kierunku swojego mieszkania. 
- Dobranoc... - powiedział cicho spoglądając na oddalającą się postać dziewczyny. 
Od zawsze była dla niego taka oschła. To pupilek jej ojca.. Mężczyzna, który w przyszłości ma zostać jej mężem. Małżeństwo z przymusu... Oczywiście Hirane robiła wszystko za wszelką cenę, żeby go do siebie zniechęcić. On jednak się nie dawał. Wręcz przeciwnie, zdawał się bardziej nią interesować. Co za pech. 
Po wejściu do domu pierwszą rzeczą, którą zrobiła było położenie się na łóżko. W sumie co się dziwić, po tak wyczerpującym i pełnym wrażeń dniu to raczej normalne. Dziewczyna nawet sama nie zauważyła, kiedy zasnęła. 
Po długiej i pełnej odpoczynku nocy Hirane obudziła się bardziej entuzjastycznie niż zwykle. Ciekawe z jakiego powodu. Może to przez wczoraj poznanego jelenia? A może chodzi o tajemniczego chłopaka? No cóż, ale kto tu zrozumie rozum 16-latki. Dziewczyna szybko uzupełniła swoje potrzeby i wyszła z pomieszczenia kierując się w stronę dobrze znanego lasu. 
- Hirane! - powiedział dobrze znajomy jej głos. 
- Ojcze... 
- Znowu zamierzasz iść na polowanie? Odsapnij trochę. Ostatniego miesiąca zrobiłaś taki zapas, że starczy jeszcze na kolejne trzy! 
- Hirane! Pan Blood! - podszedł do nich rozweselony mężczyzna. To nie wątpliwie ten sam którego Hirane spotkała poprzedniego dnia. Jej narzeczony... 
- Jack! - uśmiechnął się rozweselony mężczyzna. 
- Hehe - zaśmiał się cicho mężczyzna, szybko zmieniając wzrok na dziewczynę - Hirane, dziś też zamierzasz iść do lasu? 
- Tak... 
- W takim razie może pójdę z tobą? Tak dawno nie spędzaliśmy razem czasu! 
- Hirane na pewno z przyjemnością z tobą się przejdzie, prawda? - spojrzał na dziewczynę pewnym wzrokiem. 
- Ta... - najchętniej by powiedziała, że nie, ale w wypadku gdzie zadecydował za nią jej ojciec nie miała wyboru. 
- Czyli postanowione, miłej zabawy młodziaki! - starszy mężczyzna popchnął ich do przodu, po czym sam odszedł. 
Całą drogę przebyli w ciszy. Mimo wielokrotnych starań chłopaka, dziewczyna nie odpowiedziała na żadne z jego pytań i słów. Dał sobie spokój, postanowił, że odezwie się gdy odejdą od wioski wystarczająco długo. O co mu może chodzić? To nie trwało długo, szybko znaleźli się kawał drogi od lasu. Jack zaczął działać... 
- Hirane... - zaczął - Słyszałem, że widziano cię z pewnym mężczyzną... 
- Huh? - po raz pierwszy odpowiedziała na jego słowa. Dobrze wiedziała, że chodzi o Alexa. 
- Tak nie może być! - podniósł ton swojej mowy - Dlaczego pokazujesz się z nim, a nie chcesz ze mną?! Ze własnym narzeczonym! 
- Nigdy nie chciałam, żebyś nim był! 
- Ale jestem. Z kim się spotykasz?! 
- To nie twoja sprawa! 
- I tu się mylisz... kochanie... - na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech, jakby wariata który uciekł z psychiatryka. Albo człowieka co ma obsesję na punkcie kiwi i właśnie je znalazł. Z pewnością nikt nie znał Jacka z tej strony. 
Czyżby on też ukrywał swoją prawdziwą naturę? Pod tym względem są do siebie podobni. Jego uśmiech był paskudny i sprawił, że Hirane czuła się nieco zdenerwowana. 
- Nie nazywaj mnie kochanie... Dla mnie nie istniejesz! - krzyknęła po chwili dziewczyna oddychając ciężko. 
Słowa dziewczyny jeszcze bardziej zdenerwowany Jacka. Cały kipiący złością dosłownie rzucił się na nią i przyparł do drzewa. - zapamiętaj sobie jedną rzecz... Czy tego chcesz czy nie... Jesteś i będziesz moja... Już na zawsze... - zaczął się śmiać coraz bardziej przypominając szaleńca. Prawdziwy Jack... Jest przerażający. Ale nie tylko to, okazuję się też być niewyżytym zboczeńcem. Wziął jedną rękę i włożył ją pod bluzkę dziewczyny, przesuwając ją coraz wyżej, i wyżej. Towarzyszył mu przy tym ten sam przerażający wyraz twarzy. 
Głowę dziewczyny w tym momencie zaprzątała tylko jedna rzecz... I nie, to nie był Jack. Nawet w takiej chwili miała go totalnie w czterech literach. Myślała natomiast o blondwłosym. Chciała z całego serca, żeby on tu teraz był... 
A chłopak, jak na zawołanie pojawił się sprzedając potężny cios narzeczonemu dziewczyny. Tego pod wpływem siły zwaliło z nóg. 
- Więc to pewnie o ciebie chodzi... - powiedział Jack wstając z ziemi - Ty jesteś tym, którego widywano z Hirane? 
- Może... A nawet jeśli, to co? Ona nie jest twoją własnością. Może robić o jej się żywnie podoba, a ty nie masz na to żadnego wpływu. 
- Ty gnojku! - rzucił się na Alexa, ten zaś przyjął wyzwanie i zaczęli się bić. 
Hirane ciągle stała w tym samym miejscu obserwując walkę mężczyzn. Cała się trzęsła. - Nie - powiedziała cicho spuszczając główkę w dół. - Nie! - tym razem krzyknęła o wiele głośniej, tak że obaj mężczyźni po prostu musieli to usłyszeć. Przerwali walkę i spojrzeli się zdziwieni w jej kierunku. Ona zaś nie wytrzymała i zaczęła płakać. "Królowa zabójców" płacze, no proszę... Jack posmutniał patrząc na jej reakcję. Zrozumiał, że to co zrobił było podłe. 
- Prze... - chciał przeprosić, ale coś mu przerwało... 
- Wybacz - w tym samym momencie Alex czule ją objął - Nie płacz - ścisnął ją mocniej - Zawsze będę przy Tobie.

Rozdział 7 — Jej prawdziwa twarz.



Jak w każdy ostatni dzień miesiąca, Hirane - duma Zielonego klanu wybrała się, by udowodnić wszystkim, że ciągle zasługuje na tytuł: "Królowej zabójców". Jej calem po raz kolejny stał się o dość sporej powierzchni las otaczający wioskę. Była to wiosna, więc o wiele zwierząt więcej było aktywnych. Nie wspominając już o demonach, które pewnie czają się w dalszych zakamarkach lasu. Dziewczyna spokojnymi krokami przechadzała się leśnymi ścieżkami rozglądając jak nie w prawą to w lewą stronę. Widocznie zafascynowana otaczającą ją fauną i florą. Szczególnie zainteresowała ją mała wiewiórka, która ciągle chodziła w tę i we w tę. Była bardzo odważna, gdyż w ogóle się nie bała podejść do dziewczyny. Wskoczyła jej na ramię i przeszła po nim aż do karku, przechodząc szybko na drugie ramię. Hirane była tą sytuacją zadowolona, bardzo lubiła zwierzęta. Niestety, była na polowaniu, a ta wiewiórka była bardzo łatwą zdobyczą. Czuła, że nie może jej zabić, ale nie mogła też wrócić do wioski z pustymi rękami. Zhańbiło by to Zielony klan, który na niej polega. Zniszczyło by to również jej miano "Królowej zabójców". 
Zakłopotana dziewczyna potrząsała przecząco główką i pobiegła szybko przed siebie. Za pomocą swoich zwinnych ruchów weszła na drzewo i stamtąd zaczęła obserwować okolicę. Wzrok skierowała na dalsze głębie lasu. Miała nadzieję, że znajdzie tam jakieś zmutowane zwierzę, które będzie miała odwagę zabić. Po chwili przemyśleć wyskoczyła z gałęzi skacząc na drugą, przemieszczając się w ten sposób w dal. Pozwala jej na to niesamowita zwinność i szybkość, która jest charakterystyczną cechą Zielonego Klanu. Przemieszczała się w ten sposób jeszcze dłuższą chwilę po czym poczuła straszny swąd. Zatrzymała się na jednej z gałęzi. Ku jej oczom pokazał się jeden z mutantów. Cały pokryty był czarną łuską. Nogi i tułów miał jaszczurze, natomiast jego głowa przypominała lwią, a na samym środku jej duże czerwone ślepia. A śmierdział gorzej niż zgniłe jaja. Hirane dostrzegła szansę. Wyjęła łuk i wystrzeliła kilka precyzyjnych strzał. Bestia zauważyła lecące w nią pociski, jednak była zbyt wolna. Zdążyła się tylko przekręcić w wyniku czego strzały przebiły mu ogon i jedną z nóg. Gdy ten odwrócił się w stronę wystrzelonych strzał, nikogo nie dostrzegł. Hirane w przeciągu kilku sekund udało się szybko i niezauważalnie zmienić swoje położenie. Oprócz łuku uzbrojona była w dwa lekkie miecze, które właśnie zamierzała użyć. Wyciągnęła je i szybko ruszyła w kierunku bestii, która potężnie ryknęła. Stwór był zakłopotany, gdyż nie nadążał za ruchami dziewczyny. W ostateczności zginął w wyniku odcięcia mu przez nią głowy. Mieszkańcy wioski na pewno słyszeli wcześniejszy potężny ryk bestii, więc zapewne są już poinformowani o tym, że ich napotkała. Teraz Zielony klan jest przekonany, że Hirane zabiła kolejnego potwora, pokazując tym samym, że jest "Królową zabójców". Teraz musi znaleźć jeszcze jedną małą zdobycz i robota wykonana. Dziewczyna schowała swoje miecze i ruszyła dalej. Oczywiście jak zawsze zapatrzona była na otaczający ją świat. Teraz uwagę skupiła na niebu. Z rozmyślań wyrwały ją zbliżające się czyjeś kroki. Tak jakby... ktoś uciekał... Nie... to nie była jedna osoba. Złapała za jeden miecz czekają na zbliżającą się postać. Ciężkie, szybkie kroki, demony? A może zwierzęta? Kto to wie... Zwarta i gotowa nie ruszała się z miejsca. Wtedy zauważyła... Wysokiego blondwłosego mężczyznę, który wleciał prosto na nią. Hirane nie zdążyła zareagować, a w wyniku zderzenia obojga upadli na ziemię. I to akurat w jakieś wielkie krzaki. Reszte kroków stanowiła banda dziewczyn, która nie zauważyła upadku chłopaka i pobiegła dalej. Biegły tak szybko, że już po kilku sekundach można było stracić je z oczu. Kiedy Hirane odzyskała przytomność czuła coś na swojej piersi. Podniosła się i wpatrywała na klatkę piersiową. Ręka... Ręka! 
- Miękkie... - powiedział jeszcze nie do końca przytomny chłopak. 
- Aw! - szybko podniosła się z ziemi krzyżując ręce na klatce piersiowej. Widocznie rumieniła się. 
Chłopak podniósł się z ziemi uważnie obserwując postawę dziewczyny. 
- Co jest? - zapytał przekręcając głowę w bok. 
- Następnym razem patrz gdzie biegniesz... i gdzie trzymasz swoje ręce - powiedziała nieco nieśmiało z lekkim oburzeniem. 
- Nic na to nie poradzę, dziewczyny mnie kochają - powiedział dumnie. - Ach, więc to było takie miękkie! 
- Ach... - westchnęła Hirane. 
- W sumie... na pierwszy rzut oka wyglądasz na płaską deskę, a tu proszę... małe, ale dobre - uśmiechnął się sam do siebie. 
- Możesz już przestać gadać o moim biuście?! 
- Daje 10/10. 
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! 
- Wyluzuj mała, czuj zaszczyt, że mogłem ich dotknąć. Wiele dziewczyn marzy o tym. 
- Jakby było w tym coś niezwykłego... 
Mężczyzna spojrzał na nią unosząc jedną brew ku górze. 'Dziewczyna, która na mnie nie leci? No to zapowiada się ciekawie...' - pomyślał sobie uśmiechając się złowieszczo. 
- Więc jak ci na imię? - po chwili zapytał. 
- Hirane... 
- Hm, imię tak samo śliczne jak jego właścicielka. 
- Dzięki... a ty kim jesteś? 
- Mów mi Alex - puścił w jej kierunku oczko. 
- Dobrze... 
- Z którego jesteś klanu? 
- Zielonego... 
- Czekaj, czekaj! Hirane... i Zielony klan... ? Gdzieś to już słyszałem... - zaczął się zastanawiać po chwili dodał - Ach, tak! Ty jesteś tą "Królową zabójców"? 
- Tak... 
- Ja nie mogę! Jaki zaszczyt, poznać i macać samą Królową, wow. 
- Daj już z tym spokój! 
- Okej, okej... A gdzie idziesz? 
- Muszę coś upolować... 
- Pomogę ci! 
- Nie! Nie potrzeba... 
- Oj daj spokój! - popchnął ją lekko w prawą stronę. Oboje zaczęli iść w tym kierunku powolnym krokiem. 
- Poradzę sobie, w końcu ten tytuł mam nie bez powodu! - po chwili zatrzymała się. 
- No i co w związku z tym? I tak chciałbym ci pomóc i zobaczyć w akcji! A jeśli chodzi o macanie, to już tego nie zrobię, obiecuję! - schował swoją lewą rękę za plecy po czym skrzyżował palce. 
- Ach... No dobrze... - powiedziała nieco przygnębiona idąc dalej. 
- Świetnie! Więc na co polujemy? - ruszył trzymając ręce na karku. 
- Nie wiem, na jakieś zwierzę... 
- Rozumiem... to co powiesz na jelenia? 
- Jelenia... - przełknęła ślinę - No dobrze... 
- Super! Przy rzece jest ich mnóstwo! Zaprowadzę cię! - wziął ją za rękę i pobiegł w kierunku niedaleko płynącej rzeki. 
Jeleni faktycznie było tam dużo. Piły one wodę z rzeki. Były takie spokojne i beztroskie... Widocznie zafascynowały Hirane. 
- Widzisz? - spojrzał na twarz dziewczyny. To naprawdę była ta "Królowa zabójców"? Ta która bezlitośnie wszystkich i wszystko zabija, która nie liczy się z uczuciami? W takim razie co to za wyraz twarzy? Niesamowite. A wyglądała wtedy przepięknie. Czyżby ta cała "Królowa zabójców" o której wszyscy tak mówią, była bujdą? Że tak naprawdę to nieśmiała i wrażliwa osoba? Którą tak naprawdę obchodzi nawet najmniejsze istnienie? 
Jakiś nawet do nich podszedł. Widać jeszcze młody i pełny życia. Niczego nie świadomy. Wyrwał on z tego stanu Hirane, która wyciągnęła w jego kierunku rękę. Zwierzę się trochę przestraszyło i wzięło łebek bardziej do tyłu. 
- Tu trzeba delikatniej - powiedział Alex łapiąc Hirane za rączkę i delikatnie przykładając ją do jelenia. Tym razem już nie czuł strachu. Wręcz przeciwnie, był bardzo zadowolony, tak samo jak dziewczyna, która go głaskała. Wyglądała na taką szczęśliwą. 
- Nie... - powiedziała cicho - Nie możemy go zabić... Ja... nie potrafię... - przyklęknęła lekko przy zwierzęciu starając się nie patrzeć w twarz chłopakowi. Jakimś cudem, tylko przed nim nie mogła ukryć swojej prawdziwej natury. Po prostu nie umiała... 
- Rozumiem, daruj sobie na dziś łowy. 
- Nie mogę... przyniosę wtedy wstyd swojemu klanowi. 
- A czemu miałabyś? Powiedź im, że cały dzień walczyłaś z demonami. W końcu ostatnio jest ich coraz więcej. 
- Chyba... masz rację... 
- Na pewno! - złapał ją za rączkę i pociągnął lekko dzięki czemu ona wstała. - Wracajmy, robi się już późno. Możesz go odwiedzić kiedy chcesz. - Uśmiechnął się. 
- Tak - przytaknęła główką i ruszyła w kierunku powrotnym. 
Na dworze robiło się już coraz ciemniej i coraz trudniej było znaleźć drogę. Szczególnie, że po kilku minutach wędrówki przed oczami bohaterów pojawiła się potężna bestia. Była o wiele większa niż te, które zwykle spotykała dziewczyna. Na dodatek posługiwał się magią. Właśnie ładował jakąś czerwoną kulę energii której celem była Hirane. Ona zaś stała i patrzyła się w głąb kuli nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Kula wystrzeliła... 
- Uważaj! - krzyknął chłopak po czym rzucił się na dziewczynę. Kula walnęła jakieś drzewo, natomiast dwójka bohaterów leżała na ziemi. Hirane po raz kolejny poczuła znajomy dotyk na piersi. Tak, znowu... 
- No bez jaj! - krzyknęła Hirane. 
- Ups - chłopak puścił rękę z jej biustu. 
- Ha, kiedy cię zabierałam obiecałeś, że już nie będziesz! - powiedziała nadymając policzki. 
- Krzyżowałem palce - uśmiechnął się złośliwie.

Rozdział 6 — Mieszanka różu i fioletu.



Dobra, wracając do tego co się stało. Zabił swojego brata, został wygnany z klanu, po czym zemdlał gdzieś w środku lasu. Następnie w dziwny sposób pojawił się kawał drogi od tamtego miejsca, w dziwnym pomieszczeniu z jakąś dziewczyną. I to oho, całkiem ładną. Jej cała twarz była niczym z cukru. Mężczyzna długo się w nią wpatrywał, po chwili zaś się opamiętał i zapytał. 
- Jak ja się tu znalazłem? 
- Ach, znalazłam cię w lesie... - powiedziała odwracając wzrok na sufit. Starała się przypomnieć co się wtedy dokładniej stało. 
- Rozumiem... Dziękuję - powiedział cicho. 
- Ach - krzyknęła wesoło - Nie ma za co! Cieszę się, że mogłam to dla ciebie zrobić! 
- Naprawdę? My się nie znamy... Prawda? 
- Niestety nie... Ach! - krzyknęła - Gdzie moje maniery! - zaśmiała się głupiutko. 
Zaśmiał się nerwowo Colin. 
- Jestem Sophie! - zrobiła obrocik i uśmiechnęła się wesoło klaszcząc w rączki. 
- A ja Colin - uśmiechnął się lekko. 
- Miło poznać! 
- Nawzajem. 
Zachichotała różowowłosa, natomiast chłopak próbował wstać z łóżka. Jednak jego bok ogarnął wielki ból. Szybko złapał się za miejsce z którego wydobywał się ból i przymknął oczy. 
- Nie! Nie wolno ci jeszcze wstawać! - powiedziała oburzona dziewczyna po czym pomogła mu się znowu położyć, popychając go lekko w kierunku łóżka - Będziesz tu leżał, aż wyzdrowiejesz! - puściła do niego przyjacielsko oczko. 
Chłopak nic nie odpowiedział. Nie zamierzał się z nią sprzeczać. Poza tym, i tak nie miał dokąd wrócić. Tutaj mógł spędzić chociaż trochę czasu... Sytuacja z jego ojcem i bratem kompletnie go przerosła. Przymknął oczy, i powoli zaczął zasypiać... 
W tym samym czasie Sophie spacerowała leśną ścieżką, w ręku trzymała koszyk. Najwidoczniej coś zbierała. A te "coś", to nic innego jak nie mono-jagody, które specjalizowały się w leczeniu i szybkim kojeniu bólu. Oczywiście, zbierała je dla nowo poznanego chłopaka. Była tą całą sytuacją bardzo zadowolona. Zawsze mieszkała raczej na uboczu, nie miała również zbytniego kontaktu z resztą swojego klanu. Klanu, o kolorze różu. Dlatego była prze szczęśliwa, że mogła pomóc komukolwiek. A szczególnie, jeśli tą osobą był mężczyzna, który nie jest dla niej obojętny. Pod nosem zaczęła nucić jakąś piosenkę, która idealnie pasowała do jej słodkiego głosu. Skłoniła się właśnie po jedną z mono-jagód. Delikatnie ją pociągnęła, po czym wrzuciła do koszyka. 
- Tyle powinno wystarczyć... Ciekawe czy Colin się ucieszy... - spojrzała na koszyk pełen jagódek w dziwnym niebieskim kolorze - Może powinnam zebrać więcej... ? - nie przestała przyglądać się koszykowi. Jej głowa pełna była Colina. - Tak! Tyle na pewno wystarczy! To postawi go na nogi w try miga! - krzyknęła uśmiechnięta i ruszyła z powrotem w kierunku domku. Spacerowała tak znowu nucąc tamtą piosenkę. W pewnym momencie się jednak zatrzymała, i z powrotem spojrzała na koszyk. 
- Ale... Jeśli to wyleczy go tak szybko... To on i szybko sobie pójdzie... A ja go nigdy nie zobaczę... - spuściła głowę w dół - Ale nie! - pokręciła mocno główką. - Nie powinnam tak myśleć! Muszę go szybko wyleczyć... Tak! 
Po tych słowach pobiegła pędem do domku. Delikatnie pociągnęła za klamkę i weszła do środka, po czym od razu skierowała się do pokoju w którym leżał chłopak. On zaś spał. Podeszła do niego bliżej i zaczęła przyglądać się jego śpiącej postaci. Na jej twarzy błyskawicznie pojawiły się rumieńce. 
- Ech, powinnam przygotować te leki, tak! - szybko wyszła z pokoju i ruszyła do kuchni, gdzie od razu zaczęła przygotowywać wywar leczący. Nie zajęło jej to długo, zostało już tylko go podgrzać. Zostawiła więc miskę z wywarem na gazie, a sama poszła zobaczyć czy mężczyzna jeszcze śpi. Zapukała delikatnie do drzwi po czym weszła do środka. Mężczyzna już nie spał, wpatrywał się za to w obraz, którego wcześniej zdawało się nie być. 
- Och, obudziłeś się znowu, i jak się czujesz? 
- W miarę dobrze, dziękuję za troskę. 
- Boli cię jeszcze? 
- Trochę, ale to nic. 
- Nie martw się, już przygotowuję specjalny wywar, który szybko postawi cię na nogi! To tajna receptura mojej babci! 
- Cieszę się. 
- Och, chyba się już ugotowało, pójdę sprawdzić! 
- Dobrze. 
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko po czym pobiegła do kuchni, gdzie gotował się lek. I faktycznie, był już gotowy. Przelała go do naczynia i ruszyła z powrotem do chłopaka. Korytarz dzielący kuchnię a pokój był krótki więc dość szybko do niego wróciła. Colin widząc różowowłosą delikatnie się podniósł. Był w o wiele lepszym stanie, gdyż nie sprawiało mu to już bólu. Sophie była coraz bliżej niego, nosząc bardzo ostrożnie wywar. Jednak niezdarność nie pozwoliła jej dojść. Przewróciła się, a cały wywar wylał się na podłogę. Dziewczyna zaś poleciała w stronę chłopaka, powalając go na łóżko. W wyniku upadku ich usta zetknęły się.

Rozdział 5 — Przeznaczone spotkanie.


Kap... Kap... Kap... Kap... Deszcz pada i pada... I zdawałoby się, że w ogóle nie miał zamiaru przestać. Ludzie z wioski już dawno pochowali się w domach, to samo tyczy się mistrza Fioletowego Klanu i jego synów, starszego - Colina i młodszego – Ichiru. Miesiąc ten był dla klanu szczególnie ważny, gdyż tego dnia miał być oficjalnie wybrany zastępca mistrza. Cała wioska szykowała się na te przyjęcie. Jako, że pogoda nie sprzyja do przygotowywań na świeżym powietrzu, mistrz i jego synowie postanowili ogarnąć nieco ich siedzibę. 
- Ichiru, mógłbyś zanieść te pudło do kuchni? Tylko uważaj są bardzo delikatne! - rzekł mistrz do swojego młodszego syna. 
- Jasne tato – podszedł do wielkiego pudła i je podniósł. - Faktycznie ciężkie. 
- Jeśli chcesz może to zanieść Colin. 
- Nie! Dam sobie radę! - powiedział nieco oburzony po czym ruszył długim korytarzem w kierunku kuchni. Chwilę po jego odejściu mistrz znalazł jedną rzecz, która najwyraźniej wypadła z tego pudła. Ruszył więc za nim w kierunku kuchni. Gdy doszedł zauważył Ichiru próbującego otworzyć drzwi. 
- Pomogę ci. 
- Nie potrzeba mi pomocy! Dam sobie radę! - powiedział uparcie, po czym przełożył ciężar pudła na swoją lewą rękę, zaś prawą próbował otworzyć drzwi. Jednakże, drewniana skrzynka była za ciężka, żeby chłopak mógł ją utrzymać w jednej ręce. Pudło wypadło. 
- Nie! - krzyknął mężczyzna. Po tych słowach pudło jakby zatrzymało się w powietrzu. Nikt nie rozumiał o co chodziło dopóki nie zauważyli zbliżającego się wysokiego mężczyznę z fioletowymi oczami oraz włosami których kolor nieco podchodził pod czarny, był to jednak bardzo ciemny fiolet. Tak, to Colin. Użył swojej magii czasu i zatrzymał pudło w miejscu. 
- Colin – powiedział jego ojciec z wyrazem dumy na twarzy. - No przecież... tylko ty mógłbyś tak szybko zareagować. 
Po tych słowach Colin uśmiechnął się lekko do ojca i sam wziął pudło. 
- Teraz ja się nim zajmę – bezproblemowo otworzył drzwi do kuchni i zaniósł skrzynkę do pomieszczenia. 
- Ichiru! - krzyknął zdenerwowany ojciec. - Czy wiesz co by się stało, gdyby zawartość tego pudła się zbiła?! 
Chłopak milczał. Spuścił głowę w dół i przyglądał się z zasmuconą miną w podłogę. 
- Dlaczego nie możesz być taki jak Colin?! - po tych słowach odszedł. Skierował się ku końcu długiego korytarza i wszedł do jednego z pokoi. Natomiast na twarzy Ichiru pojawiły się łzy pobiegł pędem do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. 
- Dlaczego nie możesz być taki jak Colin?! - zaczął złośliwie przedrzeźniać swojego ojca. - I to zapewne on zostanie wybrany... Nie... Nie pozwolę na to... Nigdy! - otarł oczy i zrobił poważną minę. - Wybacz bracie... Ale tak być nie może... - wyszedł z pokoju z złowrogą i poważną miną. Wkrótce po tym przyszedł wieczór, a pogoda się rozjaśniła. Colin lubił tą porę, a już szczególnie spacery o niej. Jak zwykle siedział i wpatrywał się w wieczorne niebo z małego pagórka, na którym stała całkiem spora ilość kamieni. Na jednym z nich siedział właśnie Colin, zamyślony i wpatrujący się bez celu. Z rozmyśleń wyciągnął go dziwny odgłos. Czyżby ktoś się zbliżał? Tak, oj tak. Od tyłu zaatakował go mężczyzna w krótkich blond włosach i równie fioletowych oczach jak on. To niewątpliwie był Ichiru, rzucił się wkurzony na swojego brata. Colin nie miał największej ochoty na walkę, poza tym Ichiru był jego bratem, i nie chciał zrobić mu krzywdy. Jednak te jego wahanie źle odebrał jego młodszy brat. Był zezłoszczony, że temu szkoda używać siły na takiego mięczaka. Rzucił się z nożem na niego i w ostatniej chwili udało się dźgnąć go nożem w bok, Colin jednak szybko go odepchnął a ten walnął głową w jeden z kamieni. Na skamielinie natychmiast zebrała się chmara krwi. 
- Ichiru... - powtórzył jego imię Colin, po czym podszedł do jego ciała i uklęknął nad nim. Niestety mężczyzna umarł. Spuścił głowę jego starszy brat i przyglądał się przez chwile jego martwej twarzy . Po chwili jednak wstał i wyciągnął nóż z swojego boku. On również krwawił. 
- Aaaaa! 
Wtem rozbrzmiał czyiś krzyk. Chłopak odwrócił gwałtownie głowę w jego stronę. Stała tam jego ciotka i... Ojciec. 
- Colin... - powiedział z zawiedzioną miną. - Coś ty najlepszego uczynił?! Wiedziałem, że chcesz zostać moim zastępcą, ale aż tak bardzo, żeby mordować swojego brata?! 
- Ale ojcze... 
-Żadnego ale! Ta sprawa jest jasna... Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? Nie mój drogi. 
- Ojcze... 
- Nie... Ja nie mam już... Żadnego syna... 
- To nie tak jak myślisz! 
- Nie mów do mnie takim tonem, odejdziesz w pokoju albo siłą, jak wolisz. 
Po tych słowach Colin opuścił wioskę Fledr oraz cały Fioletowy Klan. Udał się w podróż bez celu. I kto by pomyślał, że jego życie tak się zmieni w ciągu jednej nocy? I, że jego własny ojciec tak go potraktuje? Niby ulubieniec, ale gdy doszło co do czego to go zostawił i mu nie uwierzył. Może to i lepiej? Może lepiej jest żyć w samotności? Wtedy po Colina głowie przechodziło tysiąc myśli, chciał być jak najdalej od swojej (byłej) rodziny. Jednakże rana, którą przed śmiercią zrobił jego brat nie ułatwiała mu zadania. Wręcz przeciwnie. Czuł wielki ból i wiedział, że tak długo nie pociągnie... Aż pewnym momencie chłopak stracił przytomność... 
Ćwir ćwir, ćwir ćwir. Jego powieki powtórnie otworzyły się właśnie przez te oto odgłosy. Obudził się w całkowicie nieznajomym pomieszczeniu. Było nieduże, pełne światła słonecznego i przyjemnego wiatru dochodzącego z dużego otwartego okna, które znajdowało się naprzeciw łóżka na którym właśnie przebywał. Zaraz obok tego łóżka znajdowała się komoda z bukietem żonkili, a zaraz nad nim kolejne okno, tym razem o wiele mniejsze. A naprzeciw niego, po drugiej stronie pokoju drzwi. Cały pokój był z jasnego drewna. 
- Huh? - powiedział do siebie mężczyzna rozglądając się po pokoju. Jego brzuch był zabandażowany, widać ktoś go znalazł i udzielił pomocy. Spojrzał się na sufit i rozmyślał o tej sytuacji. Wtem ktoś wszedł do pomieszczenia. 
- Och, nareszcie się obudziłeś! - powiedziała rozweselona postać. Była to niskiego wzrostu dziewczyna w długich różowych włosach spiętych w dwa warkocze oraz równie różowych oczach. Miała słodką twarz na której widniał duży i szczery uśmiech. 

Rozdział 4 — Pierwsze problemy.


Informacja o tym, że jej ojciec jest mistrzem Czerwonego Klanu, wstrząsnęła ją doglebnie. Uczucie te szybko jednak minęło. Zaczęła uśmiechać się pod nosem. Czyli jednak ma rodzinę. Czyli jednak nie jest sama. Chociaż czekaj... Była sama, ale do czasu. Do czasu aż uratował ją tajemniczy mężczyzna. Szybko jednak wyrwała tą myśl z głowy, wspominając sobie go przychodziły jej do głowy same niemiłe wspomnienia. Po chwili zastanowienia postanowiła, że wróci do swojej rodziny. Nie wiedziała jak, ale pragnęła tego z całego serca. 
- A jak... - zaczęła obracając się do starca, którego już tam nie było. Tak jakby rozpłynął się w powietrzu. Jedynie w miejscu na którym stał, widniały czerwone krople krwi. Spłynęły one z woreczka w którym mieściło się serce bestii. - ... Tam dotrzeć. - dokończyła szukając mężczyzny wzrokiem. Jednak na próżno. - No nic. Nie ważne - dodała obracając się, a następnie idąc prosto przed siebie. Mijała właśnie jedną z uliczek centralnych miasta. Mieściło się tam dużo nocnych barów i różnych karczm. Przyszło jej na myśl, że może tam się czegoś dowie. Stanęła przed jednym z barów i ostrożnie otworzyła drzwi, po czym weszła do wnętrza budynku. Pomieszczenie było dość spore, ściany zdobiła czerwona cegła, a podłoga przykryta była ciemnymi panelami. Po całej sali porozstawiane były stoliki, a na końcu pomieszczenia stał bar. Miejsce wyglądało bardzo dziwnie. Mimo to widać, że było popularne. Pełno było ludzi, i co jakaś chwila przychodzili coraz to nowi klienci. Większość część stanowili mężczyźni popijający piwo. Można jednak było zobaczyć i kobiety. Rudowłosa dość niepewnie zrobiła pierwszy krok. Ostrożnie przechodziła między stolikami kierując się w stronę barmana. Po pewnej chwili była tuż przy barmanie. 
- Dzień dobry - powiedziała cicho patrząc na mężczyznę. On zaś czyścił kieliszki i szklanki do alkoholu. 
- Dzień dobry - odpowiedział spoglądając na dziewczynę. - Co podać? - dodał po chwili. 
- Właściwie to potrzebuję kilku informacji. 
- Ach, tak? W takim razie dobrze trafiłaś. Jestem Joe, a wszystko co się dzieje na świecie mam w jednym paluszku - uśmiechnął się do niej. - A więc, jakich informacji konkretnie potrzebujesz? 
- Chciałabym wiedzieć gdzie znajduje się Czerwony Klan, i jak do niego dotrzeć. 
- Och, tak, Czerwony Klan, znajduje się na południe od Helios. Niedaleko. 
- Jak mogę się tam dostać? - zapytała z lekkim uśmiechem. 
- Widziałaś ten mroczny las niedaleko naszej wioski? Trzeba przez niego przejść, dalej idziesz prosto aż dojdziesz do Raben. Tam przepływasz przez rzekę i dostajesz się do miasta Toran, które jest przejęte przez Czerwony Klan. 
- Rozumiem, dziękuje za informacje Joe! - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie kierując się do wyjścia. 
- Nie ma za co, ruda! Wpadnij jeszcze kiedyś! - machnął ręką. 
- Tak! To do zobaczenia! No kiedyś tam... - powiedziała rudowłosa również machając w jego kierunku, po czym wychodząc z budynku. Gdy wyszła poczuła niemiły chłód. Był to środek nocy, a więc nic dziwnego, że dziewczyna poczuła zimno. Jednak nie przejmowała się tym zbytnio, odważnie ruszyła w stronę na którą pokierował ją barman. Ta noc była bardzo długa, zdawałoby się, że w ogóle nie miała zamiaru się skończyć. Na niebie widniał duży księżyc, który jako jedyny rozświetlał okolicę. Nic dziwnego, Helios było zwane "wioską księżyca" nie bez powodu. Docierała tam bowiem o wiele większa ilość światła księżyca. Sami mieszkańcy wioski nazywali go "drugim słońcem". Idąc w kierunku pełnego złych wspomnień lasu, rudowłosa obserwowała właśnie ten księżyc. Był taki piękny, że od razu skojarzył się jej z tajemniczym mężczyzną, który ją uratował. Wtedy głowę dziewczyny zaprzątały myśli, o owej osobie. Starała się zapomnieć, ale bezskutecznie... 
W tym samym czasie mężczyzna obudził się. Z niechęcią otworzył oczy i spojrzał na okno, w którym widniał duży i piękny księżyc. Przyglądał mu się przed chwilę, a następnie delikatnie się podniósł. Odwrócił łebek w drugą stronę łóżka, po czym gwałtownie z niego stał. Rozglądał się dookoła pomieszczenia, ale po dziewczynie ni widu, ni słychu. Dobrze wiedział w jakim celu uciekła. Dlatego postanowił ją odnaleźć. Bez namysłu ruszył ją odnaleźć. Chłopak szybko wybiegł z budynku biegał między różnym uliczkami i alejami. Nigdzie jej nie było. Aż w końcu natrafił na ulicę pełną nocnych barów i karczm. Chociaż sam nie wiedział gdzie jest, interesowali go tylko przechodnie płci damskiej z długimi ognistymi włosami. W końcu dało się to we znaki bo wpadł na kogoś gdy biegł. Obaj mężczyźni wylądowali na twardym chodniku. Był to jakiś mężczyzna. Zdaje się, że wychodził z baru który stał tuż obok. 
- Przepraszam - przeprosił szybko wstając. 
- Nic się nie stało, a po co ten pośpiech? - zapytał obcy, po czym również podniósł się z twardego podłoża. 
- Tak, szukam znajomej. Nie widziałeś jej może? Średniego wzrostu, długie czerwone włosy i oczy. Miała na sobie również czerwony charakterystyczny strój. 
- A wiesz, że chyba widziałem? - odpowiedział zastanawiając się mężczyzna. 
- Naprawdę? Gdzie? Dokąd poszła? 
- Wpadła do mojego baru, pytała się o drogę do Czerwonego Klanu. 
- Och... - zasmucił się. Planowała jednak ich odnaleźć... Chłopak spuścił głowę spoglądając na chodnik. Nagle zauważył na nim spadające z nieba krople wody. Deszcz. To zdecydowanie nie ułatwiało mu zadania. Postanowił jednak za wszelką cenę ją odnaleźć. - Kiedy ostatnio ją widziałeś? - zapytał. 
- Całkiem niedawno, teraz pewnie kieruje się w stronę lasu... 
- Dzięki - klepnął nieznajomego po ramieniu po czym skierował się w stronę dobrze znanego lasu. Dość szybko udało mu się odnaleźć rudowłosą. Była tuż przy samym wejściu do lasu. 
- Hej! - krzyknął do niej. Ona zaś od razu rozpoznała głos i gwałtownie odwróciła się do tyłu. 
- Jak mnie znalazłeś? Co ty tu robisz? Czego ode mnie chcesz? - zapytała patrząc na niego poważną miną. 
- Szukałem cię - powiedział podchodząc ku jej osobie. 
- I niby po co? Żeby znowu mnie oszukać? - krzyknęła dość ostro. Na jej policzkach pojawiły się łzy. - Dobrze wiedziałeś, że jestem córką mistrza, co nie? A ja... a ja głupia ci zaufałam... 
- To nie tak! 
- Nic już nie mów! Nie chcę cię więcej widzieć! - po tych słowach zaczęła płakać jeszcze bardziej, po czym uciekła. Do lasu, który o tej porze był jeszcze bardziej przerażający. A potwory... lubią ciemność... i takie małe istotki które mogą schrupać. Tak, po raz kolejny rzuciła się na pewną śmierć. Nie była w stanie po raz kolejny przyzwać piekielne płomienie, które za ostatnim razem pomogły jej zdobyć demonie serce. Ale nie, ona nawet nie wiedziała jak to zrobiła. Chłopak bez większego zastanowienia pobiegł za nią. A dziewczyna biegła, zanurzając się jeszcze bardziej w mrocznych czeluściach puszczy. Całe jej oczy zalane były łzami, które utrudniały przedostanie się przez las. Co doprowadziło również do jej upadku. Przewróciła się o jakieś dziwne rośliny wyrastające z ziemi. Otarła ręką załzawione oczy po czym starała się wydostać z uścisku. Na próżno. Jej noga utknęła. 
- Akurat w takim momencie... - powiedziała smutno starając się rozerwać ziele, jednak bezskutecznie. Nagle usłyszała potężne stąpanie. Ktoś nadchodził, i to na pewno nie był człowiek. Rudowłosa słysząc to starała się coraz gwałtowniej zerwać zioło. Lecz ono się tylko bardziej zacieśniało. 
- Nie... Nie... Nie... - zaczęła mówić do siebie po cichu nadal starając się uwolnić nogę. Jednak już był za późno na ucieczkę. Potężna bestia nadeszła, stojąc właśnie za nią i rycząc w niebo głosy. A kolor miała ciemno czerwony, twarz przypomniała byka, a reszta ciała gigantyczną jaszczurkę. Ryknęła po raz kolejny. Bardzo szybko wyczuła czyjąś obecność, przybliżyła twarz do ciała dziewczyny po czym ją powąchała. Po wyrazu twarzy potwora stwierdzić można było, że wyglądała smakowicie. Otworzyła swoją wielką szczękę i przybliżyła ją gwałtownie w celu pożarcia. Rudowłosa przestraszona zamknęła oczy, z których spływały zdawało się, że ostatnie łzy. Ale na pewno? Tajemniczy mężczyzna nie marnował czasu i po raz kolejny przyszedł bohaterce na pomoc. Swoją mocą przywołał potężne tornado, które nie tylko zgarnęło bestię, ale i inne demony znajdujące się nie opodal. Udało mu się też zerwać tajemnicze rośliny, które trzymały dziewczynę. Tak samo, jak kilka zwykłych drzew, których korzenie nie wytrzymały i puściły. Po zaledwie kilku minutach powietrze stworzone przez chłopaka zniknęło, a wraz z nimi demony. I kilka roślin... Dziewczyna przyglądała mu się z podziwem. Po raz kolejny ją uratował. Ale dlaczego? Jej myśli przerwał owy mężczyzna, który podszedł do niej i uśmiechając się lekko. 
- Nic ci nie jest? - zapytał przykucając przy niej. 
- Nie - odpowiedziała cicho. 
- Słuchaj... To wszystko... To nie jest tak jak myślisz... Daj mi się wytłumaczyć. 
- Dobrze, wysłucham cię. 
- Cieszę się - podniósł się po czym podał rękę dziewczynie, która bez wahania skorzystała z jego pomocy i wstała. - A więc... nazywasz się Alice Scarlett - zaczął. 
- Ty... Przez ten cały czas wiedziałeś?! 
- Tak... - odpowiedział. - My się już tak naprawdę znamy... Kiedyś twój ojciec przyjechał do Niebieskiego Klanu, do którego należę. Razem z tobą. I tak się poznaliśmy... Byłaś wtedy jeszcze mała... Bawiliśmy się w chowanego. Ja pobiegłem schować się do tego lasu, gdy zaatakował mnie taki demon. Nie byłem w stanie sam się obronić, wtedy pomogłaś mi ty. I udało ci się, nie tylko uratowałaś moje życie, ale się przy tym w ogóle nie zmęczyłaś. Od tego czasu cię podziwiam. Chciałem stać się tak silny jak ty... Niestety, jeszcze tego samego dnia odjechałaś. A ja nie miałem już okazji cię już spotkać. Ukrywałem przed tobą twoją prawdziwą tożsamość, ponieważ bałem się, że spróbujesz ich odnaleźć, a mnie zostawisz samego... Dlatego tak cieszę się, że cię widzę - po tych słowach przytulił ją. Ona zaś zrobiła się na twarzy czerwona niczym burak. A deszcz... a deszcz nadal padał.

Rozdział 3 — Dusza wojowniczki.


Samotność odeszła w zapomnienie. Smutek i ból też sobie gdzieś poszły. Ich miejsce zajęła radość i nadzieja. A to wszystko przez jednego mężczyznę, którego nawet nie znała imienia... Dręczyło ją to trochę. Wychodząc z lasu rozmawiali na dużo tematów. Głównie o przyrodzie i ich podejściu do świata, bo o wspomnieniach nie było co mówić. Rudowłosa czuła, że znalazła swoją bratnią duszę. Właśnie przekraczali bramę miasta Helios – znanego ze swojej wielkości i olbrzymiego zamku. 
- Zatrzymamy się na trochę w tym mieście – powiedział chłopak nie przestając się uśmiechać. 
- Dobrze – powiedziała odwzajemniając uśmiech. Potem ruszyli w kierunku jednego z miejscowych hoteli. 
- Jestem w tym mieście już od kilku dni, zdążyłem w tym czasie zamówić już pokój – zaczął – pozwolisz, że zamieszkamy w nim razem? 
- Etto... tak... - odpowiedziała z rumieńcem dziewczyna. 
- Super, w takim razie wchodźmy – powiedział chłopak i wszedł do budynku. Rudowłosa wiernie dotrzymywała za nim krok. Następne do pokonania były duże schody. Pokój który wynajął tajemniczy chłopak znajdował się na 2 piętrze, więc schodów do pokonania było mało. Dość szybko weszli na górę. 
- To tutaj – oznajmił chłopak wskazując na drzwi. Po czym otworzył i wszedł do środka. Pokój był całkiem spory. Na środku było duże otwarte okno, przez które wlatywał przyjazny chłodek z dworu. Pod lewą ścianą leżało duże dwuosobowe łóżko. Obok łóżka, po obu stronach stały nocne stoliki, a na nich lampy. Natomiast po prawej stronie dość spora szafa i stolik z kilkoma krzesełkami. Niektóre miejsca ozdobione były kwiatami – Niestety łóżko jest tylko jedno, więc będziemy musieli spać razem – uśmiechnął się do niej lekko. 
- Co... ?! - twarz dziewczyny zrobiła się tak samo czerwona jak jej włosy. 
- Nie bój się, nie gryzę ani nie chrapię – zaśmiał się mężczyzna. 
- Etto... no skoro tak... to dobrze... - zwróciła wzrok ku podłodze, nie chciała patrzeć mu w oczy. On zaś podszedł do niej i pomasował ją delikatnie po głowie. Czując to dziewczyna podniosła lekko łepek do góry. Spojrzała na jego twarz, na jego uśmiech, na jego oczy. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Po kilku minutach jednak się opamiętała i z powrotem odwróciła wzrok. 
- Dobra, spróbujmy się dowiedzieć czegoś o twojej przeszłości – powiedział zdejmując rękę z jej głowy, a następnie siadając na krzesło. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i również podeszła do stolika, gdzie następnie usiadła na innym krześle. 
Sądząc po twoim ubraniu należysz do Czerwonego Klanu – zaczął. 
- Czerwonego Klanu? 
- Tak. Czerwony Klan znany jest z obeznany nad panowaniem żywiołu ognia, oraz brutalnością w walkach. 
- Brutalnością... ? 
- Tak. 
- Opowiedz mi coś więcej o Czerwonym Klanie. 
- Nie wiem, nie za bardzo się z nim interesuje. Wiem jeszcze, że są specami w walce mieczem. 
- Czyli... pochodzę z Czerwonego Klanu? 
- Prawdopodobnie tak. 
- A ty... ? 
- Moglibyśmy pójść do bramy zamku. Tam obok jest tablica ogłoszeń. Może ktoś zgłosił twoje zaginięcie. 
- Etto... może. 
- Nie traćmy czasu, chodźmy. 
- Dobrze. 
Po tych słowach oboje ruszyli w miasto. Tablica znajdowała się dość niedaleko od hotelu. Zaledwie kilka uliczek. 
- Popatrzmy – mężczyzna zaczął rozglądać się po tablicy – Czerwony Klan... Czerwony Klan... Mam coś! 
- Co takiego? 
Mężczyzna przez chwilę milczał. 
- Co jest? - zapytała ponownie. 
- Nie, nic. Zaczytałem się... to nie to. 
- Ach, dobrze... - odpowiedziała nieco zasmucona. 
- Jest jeszcze jedno – zerwał ogłoszenie – Ale to też nie, tutaj szukają mężczyzny. 
- Czyli jednak nic nie ma? 
- Niestety nie, przykro mi. 
- Ach, no nic się nie stało... 
- No nic, wracajmy. 
- Dobrze – przytaknęła dziewczyna, a następnie razem z chłopakiem wrócili do hotelu. Gdy wrócili, rudowłosa pierwsze co zrobiła to usiadła na krzesełku. Siedziała nie mówiąc ani słowa, była zaniepokojona wcześniejszym zachowaniem chłopaka. Zastanawiała się co mogło je wywołać. W końcu nadeszła noc, a oni kładli się już spać. Niestety, rudowłosa zasnąć nie mogła, gdyż nadal ją to martwiło. Upewniwszy się, że chłopak śpi uciekła z hotelu i pobiegła w kierunku tablicy ogłoszeń. Musiała sprawdzić co było przyczyną zaniepokojenia chłopaka. W końcu była tuż obok niej. 
- Te ogłoszenie... gdzie ono może być... - szukała wzrokiem po tablicy by je znaleźć.. ale nigdzie go nie było. 
- Co jest panienko, szukasz czegoś? - zapytał starszy mężczyzna przechodzący uliczką. 
- Tak. Było tu wcześniej pewne ogłoszenie. 
- Jestem poinformowany o wszystkim na bieżąco, mogę ci powiedzieć to czego potrzebujesz. 
- Naprawdę?! 
- Ale nie za darmo... 
- Dobrze... to czego pan chce? 
- Serca demona. 
- Serca?! 
- Tak. Serca czarniejszego niż smoła... serca demona. 
- Dobrze! Przyniosę je dla pana! - po tych słowach dziewczyna skierowała się ku lasu w którym ostatnio była. W którym spotkała tajemniczego mężczyznę. Wiedziała, że ten coś ukrywa, i musiała się dowiedzieć co. W końcu znalazła się tuż przy wejściu. Biegła przed siebie, aż nagle usłyszała czyjeś krzyki. Niewątpliwie ludzkie. Pobiegła w tym kierunku. Zobaczyła grupę ludzi, która próbowała z nimi walczyć. Byli oni na straconej pozycji. Kilka zostało pożartych, kilka wykrwawiło się na śmierć i kilkoro po prostu uciekło. W mgnieniu oka z owych ludzi została już jedna osoba, która została właśnie pożarta przez demoniczną bestię. Rudowłosa przez chwilę stała w milczeniu. Aż nagle ocknęła się z przerażającą i budzącą postrach miną. Jej tajemnicze znamię na szyi zaczęło świecić, a wokół niej zaczęły się palić piekielne płomienie. Jeden z płomieni podpalił jej rękę, a płomienie na niej palące się przybrały formę dużego miecza. Tak. Ukazała się prawdziwa siła Czerwonego Klanu. 
- Szczęście mi dzisiaj dopisuje – uśmiechnęła się złośliwie dziewczyna, po czym szybko pobiegła w kierunku demona. Dziwne. Nic nie pamiętała, ale mieczem władała doskonale. Posługiwała się tak, jakby się z nim urodziła. Niesamowite. Płomienie po zaledwie jednym ataku spaliły potwora, oszczędzając tylko jego czarne serce. O to właśnie rudowłosej chodziło. 
- Czyli to jest moja prawdziwa moc? - zacisnęła rękę – Jest bombowa! - uśmiechnęła się wtem wszystkie płomienie zarówno jak i miecz zniknęły, a jej znamię przestało świecić, w ręce osłoniętej rękawiczką trzymała czarne serce, które później wsadziła do worka. „Tak. Teraz dowiem się prawdy!” Pomyślała dziewczyna i pobiegła do wcześniej spotkanego starca. 
- Prosze – pokazuje mu serce. 
- Już myślałem, że ci się nie uda - wziął serce. 
- Mniejsza z tym, chce wiedzieć co było na tym ogłoszeniu z Czerwonego Klanu. 
- Ach, tak. Ogłoszenie, która dał sam mistrz Czerwonego Klanu. Otóż zaginęła jego jedyna córka. Poszukują jej obecnie po całym kraju. Szczerze, gdyby się tak przyjrzeć... jesteście podobne. 
Zaufała mu. Obcemu mężczyźnie, który uratował jej życie. Ale czy aby na pewno słusznie? Dlaczego nie chciał powiedzieć, że prawdopodobnie jest córką mistrza? Jaki miał w tym cel?

Rozdział 2 — Początek nowej przygody.


W mgnieniu oka z dziewczyny przepełnionej smutkiem i pustką, zrobiła się uśmiechnięta i pogodna osoba. To ta świadomość, że nie jest się samemu, że jest ktoś obok ciebie, kto cię obroni, dzięki komu czujesz się bezpiecznie. Jakie to naiwne. Przecież go nie znała. Był jej zupełnie obcy, mimo to zaufała mu. Do tej pory mokre od łez policzki wyschły. Nie wiedziała, czy to ze szczęścia, czy może to przez silny podmuch wiatru stworzony przez nieznajomego. Ale nie obchodziło ją to. Z ulgą na sercu przyglądała się sylwetce obcego mężczyzny.
- Wszystko w porządku? - zapytał podchodząc ku dziewczynie, po czym wyciągnął w jej kierunku rękę. Ona zaś bez wahania skorzystała z pomocy i wstała.
- Tak – kiwnęła główką. - Dziękuję za pomoc - odparła po chwili spoglądając w jego duże niebieskie oczy. Mawiają, że oczy są zwierciadłem duszy, a te były piękne. Dodatkowo ten jego idealnie współgrający uśmiech. Twarz dziewczyny nabrała czerwonych kolorów. Widać było, że podoba się jej. Szybko odwróciła wzrok w bok, bojąc się wydać swe zauroczenie.
- Na pewno wszystko w porządku? Jesteś cała czerwona, może masz gorączkę? - zapytał przykładając swoją dłoń do jej policzka.
- Nie! - krzyknęła nerwowo cofając się dwa kroki do tytuł. Jej twarz była jeszcze bardziej czerwona.
- Skoro tak mówisz – odpowiedział uśmiechając się jeszcze szerzej. A rumieńce rudowłosej nadal nie odpuszczały i widocznie nie miały zamiaru zejść z jej twarzy - Tu jest niebezpiecznie, raczej nie polecałbym chodzić ci tu samej – dodał.
- Tak, wiem. Ale ja... ja... nie miałam wyboru – powiedziała cicho.
- Dlaczego? - zapytał.
- Ja... nie wiem. Po prostu to czułam – odpowiedziawszy na jego pytanie spuściła główkę w dół. Wróciły. Smutek, bezradność, pustka. To wszystko wróciło w zaledwie sekundę.
- Nie przejmuj się, wszystko będzie w porządku – powiedział chłopak kładąc swoją rękę na jej ramieniu. A na twarzy dziewczyny po raz kolejny pojawiły się rumieńce.
- Dziękuję – wyszeptała cicho z lekkim uśmiechem.
- Jak ci na imię? - zapytał po chwili.
- Nie wiem – odpowiedziała kręcąc przecząco głową.
- Straciłaś pamięć?
- Ja... chyba tak.
- To nie dobrze – odparł biorąc głęboki oddech - A co pamiętasz?
- Walkę, demona, płomienie, czarną postać... - odpowiedziała nieśmiało rudowłosa.
- Nie martw się, pomogę ci odzyskać twoje wspomienia! - oznajmił uśmiechając się wesoło mężczyzna. Po tych słowach dziewczyna odruchowo podniosła głowę. Patrzyła zaskoczona na jego sylwetkę. Z jej oczu poleciało kilka szczęśliwych łez. Nareszcie nie jest sama. Uczucie samotności i pustki trysło.
- Naprawdę... ? - zapytała.
- Naprawdę – odpowiedział podając jej rękę. Na twarzy rudowłosej pojawiły się również rumieńce i szeroki uśmiech. Dziewczyna podała mu rękę.
Zaufała mu. Nieznajomemu mężczyźnie... Jakie to naiwne. Przecież mógł ją oszukać. Przecież to wszystko co powiedział mogło być kłamstwem. Czemu jednak zaufała? Ponieważ był jedyną osobą, która mogła jej wtedy pomóc? Bo ocalił jej życie? Nie. To te uczucie, w którym serce robi się ciepłe gdy tylko pomyśli sobie jego imię... ale czekaj. Ona nie zna jego imienia.

Rozdział 1 — W poszukiwaniu pamięci.


Jedyne co pozostało w jej pamięci to walka. Nic innego nie pamiętała... Żadnych imion, nawet swojego. Jedynie dziwnie znajoma, czerwona peleryna przypominała jej niewyraźne postacie z jej przeszłości. Leżała bezradnie na ziemi, próbując bezskutecznie stłumić swoje łzy. W sercu czuła smutek i pustkę. Dookoła jej postaci paliło się tysiące płomieni, wśród których zauważyła ciemną postać. Nagle jej oczy opanowała ciemność, a powieki bezwładnie się zamknęły. Straciła przytomność. 
Przebudziła się w ciemnym, całkowicie nieznanym pomieszczeniu. Nie było żadnych okien, ani mebli. Jedynie ciemne drzwi z obszarpaną futryną odróżniały to miejsce od zwykłej jaskini. Była sama. Całkiem sama, w dużym opustoszałym pokoju do którego na pewno nikt nie zajrzy. Bo po co? Samotność, smutek, pustka. To wtedy czuła. Mimo tego, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Zacisnęła dłonie i niepewnie podniosła się z twardej podłogi. Skierowała się w kierunku obszarpanych drzwi. Zaczęła głęboko oddychać, a każdy jej krok był coraz szybszy. A gdy doszła do drzwi – zatrzymała się. Przez jakiś czas wpatrywała się w nie bez jakiegokolwiek celu. Czuła się zagubiona, nie wiedziała co robić. Ale chciała się stamtąd wydostać. Tak też uczyniła. Szarpnęła za klamkę, która otworzyła drzwi. Ujrzała... las. Jednak było coś z nim nie tak. Kory drzew miały kolor czarny, a gałęzie były pozbawione jakichkolwiek liści. Mimo, że był to środek wiosny. Dookoła drzew pałętały się czarne kruki i wrony, które nadawały temu lasu jeszcze bardziej ponury nastrój. Rudowłosa obawiała się tam wejść, ale zmusił ją do tego widok zbliżającej się postaci. Tak, to była niewątpliwie ta sama osoba, którą widziała w płomieniach. Dziewczyna natychmiast zerwała się do ucieczki. Jej moce jeszcze się nie zregenerowały, dlatego była w tej sytuacji bezbronna. Biegła najdalej jak mogła. Po drodze zahaczała o ostre gałęzie, które w niektórych miejscach podarły jej ubrania. Robiło się coraz ciemniej, a ona wciąż biegła. Ale w końcu i ją dopadło zmęczenie. Usiadła więc na ziemi, opierając się o drzewo i starając się odzyskać swe siły. Jednak było tylko gorzej. Ku swoim oczom ujrzała kilka dużych potężnych bestii. Nic dziwnego. Demony często grasują w takich miejscach. Problem był taki, że rudowłosa była kompletnie wykończona, bezbronna. Jedyne co mogła zrobić to przyglądać się. Po jej policzkach zaczęły spływać najszczersze łzy. Spuściła głowę w dół, a potężnie stąpające istoty zbliżały się coraz bliżej niej. Dziewczynę ogarnęła jeszcze większa rozpacz. Jeden z potworów właśnie miał zaatakować dziewczynę, gdyby nie... zerwał się potężny wiatr. W mig zdmuchnął on wszystkie demony, które następnie nadziały się na ostre gałęzie. Rudowłosa przyglądała się temu z widocznym zdziwieniem, czuła jednak ulgę i szczęście, że nie jest tu sama. Bowiem w jej obronie stanął tajemniczy mężczyzna z sympatyczną twarzą.

Postacie ;3

Tutaj są zdjęcia i opisy postaci ^^



                                     

~ Alice Scarlett ~

Klan ~ Czerwony.
Posada jej ojca - mistrza Czerwonego Klanu sprawiła, że dziewczyna zawsze dostawała to co chciała. Trenowała zawsze pod okiem najlepszych wojowników swojego plemienia. Wyrosła na bardzo silną i dojrzałą dziewczynę, która perfekcyjnie opanowała żywioł ognia. Byłaby jedną z najsilniejszych wojowniczek, gdyby nie...



~ Eren Satoshi ~

Klan ~ Niebieski.
Z charakteru jest wyluzowanym lekkoduchem. Mistrzowsko opanował posługiwanie się powietrzem, lecz używa tej umiejętności bardziej do własnych celów niż do walki. Do innych klanów podchodzi z dystansem, lecz nie przejawia do nich żadnych wrogości.



~ Hirane Blood ~

Klan ~ Zielony.
Pochodzi ze sławnego rodu zabójców. Od małego ćwiczono ją w różnych dziedzinach walki. Jako dziecko była bardzo radosna, ale lata morderczych treningów zmusiły ją do przydziania maski osoby bez uczuć. Jej największym marzeniem jest to, by pewnego dnia znaleźć osobę przy której
będzie mogła ujawnić swą prawdziwą naturę. 



~ Alex Rose ~

Klan ~ Żółty.
Podrywacz do którego wzdychają damy we wszystkich pozostałych klanach. Z jego cech charakteru na pierwszy plan wysuwają się niezależność i bezinteresowność. Nie interesują go stałe związki, a kobiety traktuje przedmiotowo. Jego podejście się zmienia, gdy poznaje Hirane - jedyną jak dotąd odporną na jego wdzięki. Początkowo go fascynuje, a następnie próbuję zdobyć jej serce. 



~ Sophie Taylor ~

Klan ~ Różowy.
Uśmiech nigdy nie schodzi z jej twarzy. Zawsze jest szczęśliwa, i kocha czekoladę ponad wszystko. Jest słodka, tak jak cukierki. Pochodzi z królewskiej rodziny różu. Zawsze chodzi w sukienkach lolity. Jest jeszcze małą dziewczynką. Ze wzrostu jest mała, ale przez to jest jeszcze bardziej słodsza. 



~ Colin Wels ~

Klan ~ Fioletowy.
Jak każdy członek Fioletowego Klanu, Colin posiada zdolność władania czasem. Umiejętność ta jest o wiele silniejsza niż pozostałych członków. Co było powodem zazdrości jego brata Ichiru. Wdali się w bójkę, z której zwycięsko wyszedł Colin. Mistrz, dowiedziawszy się o śmierci swojego młodszego syna, wygnał chłopaka z klanu. Ten podróżuje teraz bez celu po świecie. 



~ Rose Stine ~

Klan ~ Biały.
Rose wychowała się tylko, żeby chronić inne klany. Jest przeciwieństwem czarnego klanu. Jest bardziej spokojna, ale może nawet zbyt spokojna. Może całymi dniami siedzieć w bibliotece. 



~ Zero Yagami ~

Klan ~ Czarny.
Jest jednym z wielu mistrzów różnych klanów. Może i jest może mały, ale za to jest bardzo silny. Klan czarny jest jednym z najsilniejszych klanów, tak jak biały. Jego przyjaciółka z dzieciństwa jest władczynią białego klanu. Może i nie mogą się widywać, ale zawsze późno w nocy spotykają się na granicy białego i czarnego klanu. 



~ Luna Yagami ~

Klan ~ Czarny.
Mimo iż jest młodsza od swojego brata – Zera, to jest tak samo silna jak on. Ma bardzo szybkie i zwinne ruchy, do tego jest też wyśmienitym strategiem. Nosi maskę miłej i nieśmiałej dziewczyny, w rzeczywistości jest ona złośliwa i wredna.