poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 5 — Przeznaczone spotkanie.


Kap... Kap... Kap... Kap... Deszcz pada i pada... I zdawałoby się, że w ogóle nie miał zamiaru przestać. Ludzie z wioski już dawno pochowali się w domach, to samo tyczy się mistrza Fioletowego Klanu i jego synów, starszego - Colina i młodszego – Ichiru. Miesiąc ten był dla klanu szczególnie ważny, gdyż tego dnia miał być oficjalnie wybrany zastępca mistrza. Cała wioska szykowała się na te przyjęcie. Jako, że pogoda nie sprzyja do przygotowywań na świeżym powietrzu, mistrz i jego synowie postanowili ogarnąć nieco ich siedzibę. 
- Ichiru, mógłbyś zanieść te pudło do kuchni? Tylko uważaj są bardzo delikatne! - rzekł mistrz do swojego młodszego syna. 
- Jasne tato – podszedł do wielkiego pudła i je podniósł. - Faktycznie ciężkie. 
- Jeśli chcesz może to zanieść Colin. 
- Nie! Dam sobie radę! - powiedział nieco oburzony po czym ruszył długim korytarzem w kierunku kuchni. Chwilę po jego odejściu mistrz znalazł jedną rzecz, która najwyraźniej wypadła z tego pudła. Ruszył więc za nim w kierunku kuchni. Gdy doszedł zauważył Ichiru próbującego otworzyć drzwi. 
- Pomogę ci. 
- Nie potrzeba mi pomocy! Dam sobie radę! - powiedział uparcie, po czym przełożył ciężar pudła na swoją lewą rękę, zaś prawą próbował otworzyć drzwi. Jednakże, drewniana skrzynka była za ciężka, żeby chłopak mógł ją utrzymać w jednej ręce. Pudło wypadło. 
- Nie! - krzyknął mężczyzna. Po tych słowach pudło jakby zatrzymało się w powietrzu. Nikt nie rozumiał o co chodziło dopóki nie zauważyli zbliżającego się wysokiego mężczyznę z fioletowymi oczami oraz włosami których kolor nieco podchodził pod czarny, był to jednak bardzo ciemny fiolet. Tak, to Colin. Użył swojej magii czasu i zatrzymał pudło w miejscu. 
- Colin – powiedział jego ojciec z wyrazem dumy na twarzy. - No przecież... tylko ty mógłbyś tak szybko zareagować. 
Po tych słowach Colin uśmiechnął się lekko do ojca i sam wziął pudło. 
- Teraz ja się nim zajmę – bezproblemowo otworzył drzwi do kuchni i zaniósł skrzynkę do pomieszczenia. 
- Ichiru! - krzyknął zdenerwowany ojciec. - Czy wiesz co by się stało, gdyby zawartość tego pudła się zbiła?! 
Chłopak milczał. Spuścił głowę w dół i przyglądał się z zasmuconą miną w podłogę. 
- Dlaczego nie możesz być taki jak Colin?! - po tych słowach odszedł. Skierował się ku końcu długiego korytarza i wszedł do jednego z pokoi. Natomiast na twarzy Ichiru pojawiły się łzy pobiegł pędem do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. 
- Dlaczego nie możesz być taki jak Colin?! - zaczął złośliwie przedrzeźniać swojego ojca. - I to zapewne on zostanie wybrany... Nie... Nie pozwolę na to... Nigdy! - otarł oczy i zrobił poważną minę. - Wybacz bracie... Ale tak być nie może... - wyszedł z pokoju z złowrogą i poważną miną. Wkrótce po tym przyszedł wieczór, a pogoda się rozjaśniła. Colin lubił tą porę, a już szczególnie spacery o niej. Jak zwykle siedział i wpatrywał się w wieczorne niebo z małego pagórka, na którym stała całkiem spora ilość kamieni. Na jednym z nich siedział właśnie Colin, zamyślony i wpatrujący się bez celu. Z rozmyśleń wyciągnął go dziwny odgłos. Czyżby ktoś się zbliżał? Tak, oj tak. Od tyłu zaatakował go mężczyzna w krótkich blond włosach i równie fioletowych oczach jak on. To niewątpliwie był Ichiru, rzucił się wkurzony na swojego brata. Colin nie miał największej ochoty na walkę, poza tym Ichiru był jego bratem, i nie chciał zrobić mu krzywdy. Jednak te jego wahanie źle odebrał jego młodszy brat. Był zezłoszczony, że temu szkoda używać siły na takiego mięczaka. Rzucił się z nożem na niego i w ostatniej chwili udało się dźgnąć go nożem w bok, Colin jednak szybko go odepchnął a ten walnął głową w jeden z kamieni. Na skamielinie natychmiast zebrała się chmara krwi. 
- Ichiru... - powtórzył jego imię Colin, po czym podszedł do jego ciała i uklęknął nad nim. Niestety mężczyzna umarł. Spuścił głowę jego starszy brat i przyglądał się przez chwile jego martwej twarzy . Po chwili jednak wstał i wyciągnął nóż z swojego boku. On również krwawił. 
- Aaaaa! 
Wtem rozbrzmiał czyiś krzyk. Chłopak odwrócił gwałtownie głowę w jego stronę. Stała tam jego ciotka i... Ojciec. 
- Colin... - powiedział z zawiedzioną miną. - Coś ty najlepszego uczynił?! Wiedziałem, że chcesz zostać moim zastępcą, ale aż tak bardzo, żeby mordować swojego brata?! 
- Ale ojcze... 
-Żadnego ale! Ta sprawa jest jasna... Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? Nie mój drogi. 
- Ojcze... 
- Nie... Ja nie mam już... Żadnego syna... 
- To nie tak jak myślisz! 
- Nie mów do mnie takim tonem, odejdziesz w pokoju albo siłą, jak wolisz. 
Po tych słowach Colin opuścił wioskę Fledr oraz cały Fioletowy Klan. Udał się w podróż bez celu. I kto by pomyślał, że jego życie tak się zmieni w ciągu jednej nocy? I, że jego własny ojciec tak go potraktuje? Niby ulubieniec, ale gdy doszło co do czego to go zostawił i mu nie uwierzył. Może to i lepiej? Może lepiej jest żyć w samotności? Wtedy po Colina głowie przechodziło tysiąc myśli, chciał być jak najdalej od swojej (byłej) rodziny. Jednakże rana, którą przed śmiercią zrobił jego brat nie ułatwiała mu zadania. Wręcz przeciwnie. Czuł wielki ból i wiedział, że tak długo nie pociągnie... Aż pewnym momencie chłopak stracił przytomność... 
Ćwir ćwir, ćwir ćwir. Jego powieki powtórnie otworzyły się właśnie przez te oto odgłosy. Obudził się w całkowicie nieznajomym pomieszczeniu. Było nieduże, pełne światła słonecznego i przyjemnego wiatru dochodzącego z dużego otwartego okna, które znajdowało się naprzeciw łóżka na którym właśnie przebywał. Zaraz obok tego łóżka znajdowała się komoda z bukietem żonkili, a zaraz nad nim kolejne okno, tym razem o wiele mniejsze. A naprzeciw niego, po drugiej stronie pokoju drzwi. Cały pokój był z jasnego drewna. 
- Huh? - powiedział do siebie mężczyzna rozglądając się po pokoju. Jego brzuch był zabandażowany, widać ktoś go znalazł i udzielił pomocy. Spojrzał się na sufit i rozmyślał o tej sytuacji. Wtem ktoś wszedł do pomieszczenia. 
- Och, nareszcie się obudziłeś! - powiedziała rozweselona postać. Była to niskiego wzrostu dziewczyna w długich różowych włosach spiętych w dwa warkocze oraz równie różowych oczach. Miała słodką twarz na której widniał duży i szczery uśmiech. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz